poniedziałek, 13 lutego 2023

3 lata po porzuceniu kariery prawniczej. Czy żałuję?



aplikacja radcowska
Od czasu do czasu ktoś znajduje mnie w mediach społecznościowych i pyta, czy mój blog jeszcze istnieje, bo chciałby skorzystać z jakichś treści, które pamięta, że tu były (istnieje, ale nie opłacam domeny, więc w domenie pojawił się .blogspot). Zdarzają się też tacy, których interesuje jak się potoczyły moje losy, czy nadal nie kontynuuję kariery prawniczej, a jeśli nie kontynuuję, to czy nie żałuję tej decyzji z perspektywy czasu. Wychodzę temu na przeciw i po latach przerwy, zbiorczo odpowiadam w tym poście (potem będę go mogła wysyłać jako odpowiedź na wiadomości 😉).


Krótkie przypomnienie mojej historii

W styczniu albo lutym 2020 r. otrzymałam zaświadczenie potwierdzające ukończenie aplikacji radcowskiej. W tym czasie pracowałam już w samorządzie gminnym (urząd miasta). Faktyczne rozstanie z karierą prawniczą miało miejsce w ostatnim dniu mojej pracy w kancelarii radcy prawnego, czyli 29 marca 2019 r. Do końca 2019 r. byłam jednak jeszcze aplikantką radcowską, miałam zajęcia i ostatnie egzaminy na aplikacji, wtedy już prawie wiedziałam, że nie przystąpię do egzaminu zawodowego w marcu 2020 (i ogólnie nie wiem, czy ten egzamin się odbył w terminie, bo wtedy zaczynało się "życie w czasach zarazy"). Ostateczna decyzja o nieprzystępowaniu zapadła we mnie jakoś tak wrzesień 2019 r.

Po zakończeniu mojej dość krótkiej (od lipca 2016 do marca 2019), ale jakże wyniszczającej "kariery" prawniczej, nastąpił najtrudniejszy okres i konsekwencja moich decyzji - półroczne bezrobocie, brak dochodu przy trwającej aplikacji, za którą miałam do zapłaty jeszcze 2 albo 3 raty. Był to okres najtrudniejszy, bo szukałam pracy "poza prawem", a "prawo" mnie szufladkowało, życiorys wykluczał mnie w rekrutacjach do "prostych prac". Och, jak ja wtedy żałowałam swojego wykształcenia, swojego doświadczenia zawodowego i tego "dla tych przekwalifikowana, dla branży nieatrakcyjna, bo na ostatnim roku aplikacji". Do tego wiedziałam, że nie nadaję się do zakładania własnej działalności. Właściwie byłam przekonana, że do niczego się nie nadaję. Dla jednych za głupia, dla innych za mądra. 

Szczerze? Wtedy myślałam, że czeka mnie wyłącznie życie pod mostem. Wysłałam masę CV, na które nikt nie odpowiadał. Aż pewnego dnia, w drugiej połowie września 2019 r., siostra podesłała mi linki do dwóch naborów w urzędzie miasta. Do pierwszego nie wyrobiłam się z kompletacją dokumentów, a poza tym stanowisko ds. egzekucji i windykacji należności nie zachęcało do aplikowania 😉. Drugie na stanowisko ds. gospodarki nieruchomościami było wielką enigmą, ale byłam zdeterminowana, chociaż nie wiązałam z tym naborem żadnych nadziei.

Przełom

Nadzieja opuściła mnie zupełnie kiedy zobaczyłam, że na test (I etap naboru) przyszło kilkanaście osób. Czy pytania na teście były trudne? Nie. Stop. One nie były trudne dla kogoś, kto studiował prawo, czyli dla mnie. Test był łatwy - z mojej perspektywy, perspektywy osoby, która miała postępowanie administracyjne z tzw. "krwawą B." prominentną niegdyś osobistością NSA*. Dodatkowo to był 3 rok aplikacji, kiedy też odbywały się zajęcia z prawa i postępowania administracyjnego (jedne z nich zaś prowadził Przewodniczący SKO** we Wrocławiu).

Okazało się, że z testu wypadłam najlepiej, więc karawana pojechała dalej - rozmowa z komisją. Na rozmowę, o ile dobrze pamiętam, zostało zaproszonych 5 osób. W moim odczuciu wypadłam źle na tej rozmowie. Czy tak było naprawdę - nie wiem. Na pewno wypadłam źle we własnej ocenie. Zaproszono mnie jednak na rozmowę z burmistrzem - tu oprócz mnie były jeszcze 2 osoby. Po rozmowie byłam przekonana, że wypadłam fatalnie, za sprawą pytań nie tylko z ustawy o samorządzie gminnym, ale też powiatowym i wojewódzkim, które mówiąc wprost obce może mi nie były, ale umówmy się, pamięć ludzka ma swoje granice. Generalnie miałam bardzo merytoryczną rozmowę, mogę ją śmiało nazwać egzaminem z prawa (administracyjnego, samorządowego).

Na rozmowie byłam w środę, wyniki miały być w piątek. Do piątku nikt się ze mną nie skontaktował, więc pożegnałam się z tą pracą - byłam przekonana, że wybrano kogoś innego. Jednak w środę za tydzień okazało się, że decyzję podjęto później i jak już wiadomo od początku tego wpisu pracuję sobie w urzędzie.

Komentarze. Co inni powiedzieli.

Moja rodzina jak zwykle zachowała się przyzwoicie i autentycznie się ucieszyli (ciekawe czemu 😂). Dużo jednak wtedy pojawiło się "troski" osób postronnych w postaci następujących komentarzy:

- to praca poniżej Twoich kwalifikacji,

- bez ukończenia aplikacji radcowskiej można zajmować takie stanowisko, ba, bez studiów można,

- będziesz żałować,

- szybko się znudzisz, to monotonna i powtarzalna praca,

- jesteś młoda i się buntujesz, wrócisz szybko z podkulonym ogonem do "elitki prawniczej".

I wiele innych w tym tonie. Uwierzcie mi, tak się jarałam, że będę mieć za miesiąc wypłatę, że komentarze te mnie bolały (dlatego je pamiętam), ale nie były w stanie mną zachwiać 😂.

I tak, przyznam, że praca w urzędzie jest monotonna, powtarzalna i nudna (nie zawsze, ale w dużej części), ale ma inne zalety (dla mnie zalety, dla kogoś moje zalety będą wadami).

3 lata poza praktyką prawniczą - czy żałuję?

Wciąż zdarza się, że ktoś próbuje mnie namawiać na egzamin zawodowy, ale kompletnie mnie to nie rusza. Co więcej ostatnie wydarzenie uświadomiło mi, że nie spodziewam się powrotu do tego, co było (choć życie nauczyło mnie, żeby nigdy nie mówić nigdy). Co to za wydarzenie? W styczniu 2023, czyli dokładnie 3 lata po ukończeniu aplikacji dostałam uchwałę o wykreśleniu mnie z listy aplikantów radcowskich (powinnam sama złożyć wniosek o wykreślenie po upływie roku od ukończenia aplikacji, ale mi się nie chciało, więc zrobili to po 3 latach "z urzędu"). Otworzyłam kopertę, przeczytałam i... pierdykłam w szafę, znajdę kiedyś przy sprzątaniu. Zero emocji. Zero żalu.

Stąd znacie już moją odpowiedź na pytanie czy żałuję - nie, nie żałuję. Lata aplikacji radcowskiej były pasmem moich udręk, czarnych wizji przyszłości (most), biegunek, niestrawności, bezsenności, koszmarów, duszności, dziwnych dolegliwości i objawów zgorzknienia. Po rozpoczęciu pracy w urzędzie, pojawiły się komentarze, że wyglądam "kwitnąco" (może dlatego, że jedzenie zaczęło zostawać w moim żołądku? 😂). I właśnie z perspektywy tych 3 lat widzę dopiero jakim ja byłam kłębkiem nerwów wtedy. Mnie wtedy do płaczu było w stanie doprowadzić jakieś jedno słowo, autentycznie.

Życie to nie jazda po tęczy, a praca to nie misja zbawiania świata

Zejdźmy jednak trochę na ziemię. Życie nie jest kolorowe. Praca w urzędzie też nie jest. Żadne życie i żadna praca to nie jest pasmo nieustannych sukcesów, zachwytów i tabliczek czekolady na drodze. Może to banał, ale wszystko ma swoje wady i zalety, ważne, żeby tych drugich, czyli zalet było więcej niż wad. Wtedy można żyć i pracować we względnej stabilizacji i spokoju. Ja po prostu w praktyce prawniczej nie odnalazłam wystarczająco dużo zalet, żeby móc zaakceptować wady. Właściwie odnajdywałam same wady. Nie odnalazłam się tam.

Muszę powiedzieć to głośno - wiedza prawnicza mi się przydaje. Jest mi łatwiej w pracy. Nie chciałam jednak swojego życia poświęcić prawu. Myślałam, że jak będę prawnikiem, to będę mogła komuś pomóc. Do pracy podchodziłam jak do misji. Szukałam w pracy sensu. Okazało się jednak, że praca to nie misja i że swoją pracą nikogo nie zbawię. Czy to znaczy, że jestem bezdusznym urzędnikiem? Nie (chociaż pewnie jacyś nieliczni klienci będą mieć odmienne zdanie). Jestem urzędnikiem praktycznym, pragmatycznym. Wyjaśniam, załatwiam, informuję, ale już nie oczekuję, że zbawiam, że zmieniam. 😉

Zbawić i zmienić możemy sami siebie. Nie innych 😊.

Od wtedy więc zmieniam siebie. Martwię się o siebie. Dbam o siebie. O moje otoczenie. Jak ze mną będzie wszystko dobrze, to nikt nie oberwie rykoszetem moich frustracji. 

I to by było na tyle. Więcej grzechów nie pamiętam, niczego serdecznie nie żałuję. Życie toczy się dalej.

Oczywiście, jeśli macie jakieś pytania, możecie je zadawać w komentarzach. 

*Naczelny Sąd Administracyjny

**Samorządowe Kolegium Odwoławcze

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Króluje tu szacunek i kultura słowa. Komentarze zawierające słowa powszechnie uważane za obelżywe, nawołujące do nienawiści rasowej, narodowościowej, religijnej, o charakterze hejtu internetowego zostaną usunięte. Podawanie danych osobowych jest dobrowolne. Więcej informacji uzyskasz w polityce prywatności i regulaminie bloga (w wersji na komputery - zakładka po prawej stronie, w wersji mobilnej - u dołu w zakładce strony).