niedziela, 29 grudnia 2019

Wrażenia po aplikacji radcowskiej

opinie o aplikacji radcowskiejPodsumowanie trzech lat aplikacji radcowskiej. Może zabrzmi to górnolotnie, ale gdy zaczynałam aplikację byłam zupełnie innym człowiekiem. Kiedy zaczynałam aplikację nie prowadziłam tego bloga. Trochę nie do wiary 😉. Kiedy zaczynałam aplikację, nie myślałam o jej skończeniu i nie myślałam, że jak ją skończę, to odpuszczę sobie egzamin zawodowy. Kiedy zaczynałam aplikację pracowałam już w kancelarii i nie myślałam, że mogę pracować, gdzie indziej. Czy było trudno? Jak minął mi ten okres? Czy było warto? Czy żałuję? Czy uważam, że warto wybrać się na aplikację radcowską? Czy nie szkoda mi zapłaconych pieniędzy? Dlaczego nie przystąpię do egzaminu zawodowego i dlaczego nie chcę pracować w kancelarii i czy to oznacza, że skończyłam z prawem? Subiektywne podsumowanie trzech lat mojego życia w kontekście aplikacji radcowskiej.


Czy było trudno?


Odpowiem od razu i szczerze - było mi bardzo ciężko. Teraz rozwinę tę myśl.

Aplikacja radcowska nie jest czymś z czym sobie nie poradzi przeciętny absolwent jednolitych studiów magisterskich prawa. Nie jest to szkolenie nie do przejścia, pomimo tego, że można spotkać się z wieloma kłodami pod nogami. Dostanie się na aplikację to kwestia obrycia się na pamięć i szczypty szczęścia. Szczerze powiedziawszy nie wymaga to od absolwenta prawa większych umiejętności niż nabył podczas obowiązku szkolnego - czytania ze zrozumieniem, zapamiętania i znalezienia właściwej odpowiedzi spośród czterech proponowanych. Zawsze jest 25% szans, że jak nie pamiętasz, to dobrze trafisz.

Później jest trochę więcej zabawy, bo kolokwia na aplikacji są pisemne - sporządzenie na podstawie kazusu określonego pisma procesowego i ustne. Kolokwiów (o ile dobrze liczę) w trakcie tych 3 lat jest 9 i obejmują szeroką tematykę. Bardzo szeroką tematykę.

Zajęcia odbywają się raz w tygodniu i są obowiązkowe. Na pierwszym roku są też obowiązkowe praktyki w sądzie i prokuraturze - jeden dzień w tygodniu. W sumie aplikacja najwięcej czasu pochłania właśnie na pierwszym roku. O dziwo, mój kryzys na aplikacji pojawił się nie na pierwszym roku, ale na drugim, gdy pozostają nam zajęcia teoretyczne raz w tygodniu i praktyki w kancelarii - ale jak pracujesz w kancelarii, to ten problem tak naprawdę Cię nie dotyczy. Więcej o tym pisałam we wcześniejszych postach o aplikacji radcowskiej.

Dążąc do wyjaśnienia, dlaczego było mi bardzo ciężko na aplikacji należy podkreślić, że osobiście od samego początku nie miałam serca dla tego szkolenia. Poszłam, bo inni tego ode mnie oczekiwali. Ba, na początku to mi się nawet podobało. Później przestało. Studia prawnicze angażują sporo czasu. Natomiast aplikacja radcowska w połączeniu z pracą prawniczą zabierała mi życie. Miałam wrażenie, że każdy mój dzień jest taki sam i nic nie warty. Prawo w pracy, prawo w domu, o prawo pytają znajomi, o prawo pyta rodzina, ciągle grzebiesz po ustawach, komentarzach, budzisz się w nocy i myślisz, czy twoja argumentacja była dobra, czy wysłałaś do sądu właściwą ilość egzemplarzy pisma, czy czegoś nie pomyliłaś, uczysz się na kolokwia, chodzisz na praktyki, zastępujesz przed sądami. Alienacja społeczna - jeśli pochodzisz z rodziny nieprawniczej nikt cię nie rozumie. Nie rozumie rozterek, obaw, strachu. Może to dziwnie zabrzmi, ale uważam, że ktoś, kto nie jest prawnikiem, nie jest w stanie pojąć, jak praktyka prawnicza obciąża psychicznie. Wszystkim "spoza prawa" jawisz się jako elegancko ubrana osoba popijająca spokojnie kawę i dobrze zarabiająca. Ewentualnie jeszcze w oczach innych wygłaszasz rzewne mowy przed sądem i uciśnieni dostępują sprawiedliwości jak na sądzie ostatecznym. Stereotypu tego chyba nie da się wyplenić. O tym jak wygląda praca prawnika naprawdę, również pisałam na tym blogu, za co spłynęła na mnie fala hejtu i ukrytych gróźb postępowaniem dyscyplinarnym. I właśnie - w tym środowisku ciężko wyrażać własne zdanie, inne niż ma ogół. Czasem mam wrażenie, że powinnam się wyłącznie zachwycać statusem aplikanta. Splendor, blichtr, chwała. To też mi nie odpowiadało.

Podsumowując - to ciężki okres. Musisz za coś żyć, uczyć się i jednocześnie wiedzieć wszystko. Podziwiam osoby, które w tym okresie decydują się na założenie rodziny. Na dzieci.


Jak minął mi ten okres?


Szybko i w uciemiężeniu. Uczenie się pod dyktando przez 21 lat życia męczy. Przynajmniej mnie. Zmaganie się z czymś, czego nie czujesz, męczy jeszcze bardziej. Na II roku aplikacji całkowicie straciłam serce dla tego szkolenia i straciłam chęć zostania radcą prawnym, straciłam chęć pracy w kancelariach, doradztwach prawnych itp.

Poczułam się jak maszynka. Straciłam poczucie misji. Wiary, że moja wiedza może komuś pomóc. Spotkałam się za to z murem odrzucenia mojej wiedzy. Wszyscy wiedzą lepiej. Ty jesteś tylko aplikantem. Tylko prawnikiem. Poczułam, że to, co robię nie ma kompletnie żadnego sensu. A ja nie lubię robić czegoś kompletnie bez sensu.

ile zarabia aplikantStawanie przed sądem było moją udręką. Rozumiejmy się jednak dobrze. Zawsze do wszystkiego się przygotowywałam, starałam się i nie olewałam. Ale sąd był dla mnie cyrkiem na kółkach. Nie mówię o systemie w jakim przyszło mi żyć. To ma dla mnie szerszy kontekst. Społeczny przede wszystkim.

Właśnie. A propos. Nigdy niczego nie olewałam. Nawet jak było mi pod górkę. Dopiero przy samym końcu, gdy wiedziałam, że chcę tylko skończyć aplikację przestałam się przejmować byle bzdetą. Ostatnie kolokwium plus jego poprawkę przeszłam w kompletnej znieczulicy emocji. Wśród koleżanek i kolegów z roku czułam się alienem bez serca do tego, czym oni się na potęgę stresowali.


Czy było warto? Czy żałuję? Czy nie szkoda mi zapłaconych pieniędzy? Czy uważam, że warto wybrać się na aplikację radcowską?


Nie czuję, że to był stracony czas. Nie żałuję. Edukacja to przywilej, uwierzcie mi. Widziałam świat, w którym ludzie nie mają takich możliwości jak my. Nie dlatego, że nie chcą. Oni naprawdę nie mogą. My, nawet jeśli jest nam finansowo ciężko, możemy naprawdę dużo.

Nie żałuję również wydanych pieniędzy, bo to tylko pieniądze. Raz są, raz ich nie ma. Oczywiście lepiej, gdy je masz. Jest mi ich może odrobinę żal w momencie, w którym pomyślę o jakości kształcenia, o tym, że nieodmiennie miałam poczucie, że płacę za coś, co nie ma dla mnie wartości, co nie przybliża mnie do praktykowania prawa, a ja nie mam sposobu, żeby to zareklamować.

Czy warto wybrać się na aplikację radcowską? Uważam, że to, co teraz powiem jest w tym wszystkim najistotniejsze. Jeśli Twoje serce - nie Twoja mama, tata, dziadek, babcia, stado znajomych i przyjaciół, potencjalny szef - mówi Ci: "to sens Twojego życia, to Twoja droga" - warto. Gdy czujesz, że stąpasz po swojej drodze, dasz sobie radę z wszystkimi przeszkodami. Dlatego każdy sam musi odpowiedzieć sobie na to pytanie.

Osobiście uważam, że studia prawnicze nie ograniczają drogi życia do wyboru jakiejś aplikacji.

Często jestem pytana, czy teraz wybrałabym ponownie prawo, aplikację radcowską. Ciężko jest odpowiadać na takie pytania, bo teraz jest teraz, wtedy było wtedy. Wtedy wiedziałam mniej niż teraz, byłam kimś innym niż teraz. Dlatego takie pytania w moim odczuciu nie mają sensu i do niczego nie prowadzą. Co się stało, to się nie odstanie, a życie biegnie dalej.

Dlaczego nie przystąpię do egzaminu zawodowego i dlaczego nie chcę pracować w kancelarii i czy to oznacza, że skończyłam z prawem? 


Odpowiedź na pierwszą część pytania jest banalnie prosta - bo nie chcę. Nie czuję tego. To nie jest moje miejsce. Zdawać egzamin, być może kolejnym łutem szczęścia go zdać, tylko dlatego, że wpakowałam w to masę pieniędzy i pracy i teraz szkoda rzucić? Mnie szkoda życia na takie myślenie. Na zamykanie się w świecie, który czyni mnie nieszczęśliwą, w którym usiłuję udawać kogoś kim nie jestem. Na zamykanie się w świecie, w którym czułam, że czas i życie uciekają mi bezsensownie przez palce. W imię czego?

Cieszę się, że w końcu mam odwagę być tym, kim chcę. To nie jest łatwe. Z każdej strony jestem narażona na krytykę. Nikt nie ma dla mnie litości. Za to ja mam szacunek do siebie.

Czy to wszystko oznacza, że skończyłam z prawem? Nie! Prawo jest wszędzie. Moja nowa praca też jest związana z prawem. Czy zamierzam całe życie zostać urzędnikiem? Nie wiem. W tym momencie życia jest mi dobrze tu, gdzie się znalazłam. Nie wiem, co się wydarzy. Nie kreślę jakichś długofalowych planów. Chcę żyć jedynie zgodnie z własnym sercem i mieć poczucie, że ponoszę konsekwencję swoich decyzji, nieinspirowanych zdaniem i opiniami innych.

Podsumowanie


Być może niektórym będzie się wydawać, że atakuję aplikację radcowską i osoby, które wybrały tę drogę. Otóż, Moi Drodzy, wręcz przeciwnie. Namawiam osoby, które czują, że chcą iść na aplikację, żeby na nią szły. Te, które czują, że nie chcą - żeby nie bały się nie pójść. Wszystkich - by podążali swoją ścieżką. To nie jest łatwa sztuka. Raczej trudna. Moim zdaniem natomiast jest to droga do satysfakcji z własnego życia, a nie nieustannych frustracji.

Uściski 😙

Zdjęcia:autorka.

13 komentarzy:

  1. Dziękuję za ten wpis. Przypomniało mi się jak się czułam na studiach prawniczych a one i tak są na pewno prostsze niż aplikacja. Gratulacje znalezienia miejsca,w którym czujesz się dobrze, to duża sztuka. Gratuluję odwagi życia w zgodzie ze sobą i szanuję za trud włożony na aplikacji. To Ty decydujesz czy przystąpisz do egzaminu zawodowego czy nie. Ja nie wierze że to są zmarnowane trzy lata - z Twoich postów bije duża mądrość życiowa. Życzę Ci odpoczynku i powodzenia także w życiu osobistym, które pewnie nieraz schodziło na dalszy plan z powodu nauki i pracy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za ten komentarz! Pozdrawiam serdecznie! :)

      Usuń
  2. Cześć z zaciekawieniem przeczytałem twoje wpisy na blogu. Chciałbym o wyrażenie twojej. Opinii. Otóż mam 46.lat. Życie mi się tak ułożyło że nie mam aplikacji. Skończyłem liczne studia, zrobiłem dr i hab. Jestem prof. Mimo tego. Nie czuję się spełniony. Powiedz mi z twojego dosw czy w tym wieku warto zrobić uprawnieńia. Po prostu wkurza mnie to że oprócz pracy na uczelni jestem też w korporacjach gdzie to ja przygotowuje pisma a kancelaria się podpisuje. Z drugiej strony lubię pomagać i nie chodzi o środki. Co sądzisz czy w ogóle jest sens, czy w tym wieku. W ogóle będą że mną rozmawiać. Tomek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć, jestem aplikantem pierwszego roku w wieku 49 lat. Zdałam na aplikację, bo miałam niedosyt, a mówiąc wprost kompleks. Chciałam też zwiększyć szanse na pracę. Przez wiele lat prowadziłam własne biuro, udzielałam porad, świadczyłam stałą obsługę prawną i zawsze rozbijałam się o ścianę, gdy przychodziło do sądowej reprezentacji. Wstydziłam się. Zaczęłam naukę i mam mnóstwo wątpliwości.... Pomimo dużego doświadczenia, statusu aplikanta, moja oferta na rynku pracy nie spotkała się z zainteresowaniem. Dla mojego obecnego pracodawcy, to, że się uczę nie jest żadnym atutem. Zastanawiam się zatem, czy nie zafundowałam sobie po prostu drogiego hobby...

      Usuń
    2. Hej, mam teraz 44 lata i sama zastanawiam sie nad aplikacją, czy to nie za późno. Czy możesz napisać jak sprawy potoczyły sie u Ciebie?

      Usuń
  3. Żanetto, Twoja historia jest trochę podobna do mojej. Rozpoczęłam aplikację radcowską kilka lat temu - nie z pasji, lecz tylko dlatego, że tego ode mnie oczekiwano. W trakcie pierwszego roku szybko zorientowałam się, że to był błąd, a ja nie mam serca nie tylko do samej aplikacji, ale również do prawa. Rzuciłam aplikację. W rodzinie "zawał". Postanowiłam znaleźć pracę w czymś innym, spróbować czegoś nowego i tutaj powstał problem. Gdy szukałam pracy poza prawem, dziwnie na mnie patrzono, każdy uważał, że będzie to praca na chwilę i jak tylko znajdę pracę w zawodzie, to ucieknę. Natomiast, gdy zdesperowana szukałam pracy w zawodzie, to byłam tylko jedną z wielu chętnych mgr prawa, ginęłam w tłumie. Zatem dla jednych zbyt mądra, dla drugich zbyt głupia. Nie szukałam pracy w urzędach, ale jak wiadomo ciężko tam się dostać z tzw. ulicy - trzeba mieć naprawdę szczęście. Końcem końców pracowałam w call center, w windykacji itp. i widziałam, że rozbiłam się na drobne. Po kilku latach znowu zdałam na aplikację, teraz będę zaczynać 3 rok, pracuję w kancelarii. Mam nadzieję ją skończyć, zdać egzamin zawodowy, a co będzie dalej, to życie pokaże. Myślę, że za jakiś czas, gdy odetchniesz od tego maratonu naukowego, podejdziesz do tego egzaminu. Ten bunt w końcu minie :) Pozdrawiam !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja na szczęście znalazłam swoje inne miejsce w życiu i żyję zgodnie z własnymi przekonaniami. Pozdrawiam!

      Usuń
    2. Jestem właśnie na etapie: dla jednych za głupia dla drugich za mądra i tylko dlatego czasem myślę o aplikacji. Mam wrażenie, że ukończenie studiow prawniczych ogromnie determinuja postrzeganie na rynku pracy. Tak samo jako autorka komentarza z 30.12 mam wrażenie, że oferty pracy dla mgr prawa to przede wszystkim windykacja i wieczne rozmienianie się na drobne (do działu marketingu czy HR np. chetniej przyjmą absolwenta psychologii). Chciałabym odnaleźć satysfakcjonującą drogę zawodową lecz jest to trudne. Bardzo fajnie, że autorka bloga znalazła swoje miejsce, które nie zabiera jej życia i jest zgodne z jej sumieniem. Jeśli zechce może przystąpić do egzaminu zawodowego ale właśnie słowo klucz: "jeśli zechce". Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
    3. Otóż to: jeśli zechcę. Doprecyzowując - we mnie nie ma żadnego buntu. Był sprzeciw właśnie wobec narzucania mi przez innych ich zdania na temat mojego życia i tego, co powinnam robić, a czego nie powinnam, czego będę żałować, a czego nie. Gdy będę miała 80 lat (o ile dożyję) wolę jednak żałować swoich WŁASNYCH decyzji. Ja wyszłam z szufladki. Nie było łatwo. Byłam bezrobotna. Pracuję w urzędzie, gdzie wygrałam konkurs bez pleców. Póki co ani przez jeden dzień nie żałowałam opuszczenia tych "elitarnych" szeregów. Rozumiem odmienne poglądy i odczucia, ale nie rozumiem kiedy ktoś pragnie je narzucać innym. Żyjmy tak, jak chcemy, a nie jak inni mówią nam, że mamy żyć.

      Usuń
  4. Ja z kolei znam bardzo podobny przykład. Moja koleżanka skończyła podobnie jak ja prawo. Ale w trakcie odbywania aplikacji radcowskiej zrezygnowała z uczęszczania na szkolenie bo miała duże wątpliwości czy chce ten zawód wykonywać. Wiem, że jej rodzice i brat byli o to bardzo źli i ciągle ją namawiali do powrotu. Jej zachowanie było tym bardziej dla mnie dziwne, że dotychczas pracowała w kancelarii założonej przez rodziców, w której pracował również jej brat, zaś zdobycie przez nią uprawnień miało tylko być postawieniem kropki nad i. Niemniej jednak po tej rezygnacji podjęła studia architektoniczne, które finalnie skończyła z wyróżnieniem. I ile razy się z nią spotykam to widzę na jej twarzy uśmiech, a w jej oczach pasję z bycia architektem. Sposób w jaki ona o swojej pracy mówi sprawia, że nie mam żadnych wątpliwości, że dobrze zrobiła. Zresztą sama się śmieje, że zdobyte wykształcenie prawnicze stawia ją w lepszej pozycji do konkurencji albowiem "jeżeli zaprojektowany budynek się zawali to może sama się bronić w pierwszej instancji". Dlatego moim zdaniem zawsze warto szukać swojej drogi i nigdy nie jest na to za późno.

    OdpowiedzUsuń

Króluje tu szacunek i kultura słowa. Komentarze zawierające słowa powszechnie uważane za obelżywe, nawołujące do nienawiści rasowej, narodowościowej, religijnej, o charakterze hejtu internetowego zostaną usunięte. Podawanie danych osobowych jest dobrowolne. Więcej informacji uzyskasz w polityce prywatności i regulaminie bloga (w wersji na komputery - zakładka po prawej stronie, w wersji mobilnej - u dołu w zakładce strony).